RESEÑAN DISCO DE MALIGNO EN WTF?

martes, 9 de agosto de 2011


Maligno to meksykański zespół założony w 2004 roku, który do momentu wydania "The Funeral Domine" dorobił się już dwóch pełnometrażowych wydawnictw. Przyznam się bez bicia, że jakimś cudem przespałem dwie pierwsze płyty tego zespołu i wpadłem na niego dość niedawno. Zdążyłem jednak zapoznać się zarówno z debiutancką płytą tej grupy ("Maligno”), jak i z "Universevil", zanim przesłuchałem "The Funeral Domine". Może właśnie za sprawą przyspieszonego kursu z twórczości Maligno miałem ciężki orzech do zgryzienia, przez parę dni nie wiedząc właściwie, co sobie myśleć o tej ekipie.

Formacja zaczynała swoje muzyczne poczynania od grania stoner/doomowych kawałków, okraszonych smakowitymi akcentami w postaci klimatycznych sekcji i efektów specjalnych rodem z horrorów. Ich pierwszy album miał osobliwy, bardzo tajemniczy charakter, a do tego pieczołowicie zachowywał sabbathowe tradycje i nie ukrywam, że jest on moim ulubionym dziełem muzyków z Monterrey. Drugi album ("Universevil") to zdecydowana redukcja elementów stonerowych i klimatycznych na rzecz hołdu pierwszym pięciu płytom Black Sabbath (nie twierdzę przez to w żadnym wypadku, że na tychże brakuje klimatu). Wiem, że "Universevil" zapewniła Maligno większe uznanie i popularność, i trudno się dziwić – wiele zespołów przez podobne naśladownictwo usiłowało zbliżyć się do magnetyzmu, jakim ekipa pod wodzą Osbourne’a emanowała kilka dekad wcześniej. Wokalista Maligno (Luis Barjau) dodatkowo podkreślał na drugiej płycie wszelkie manieryzmy Ozzy’ego i w rezultacie powstał hołd przeszłości z lekką tylko domieszką nowoczesnego brzmienia.

Bardzo zaskoczony byłem więc tym, że trzecie uderzenie Maligno to zdecydowany ukłon w stronę mainstreamowej publiczności. Po pierwszym przesłuchaniu płyty, właściwie z wyjątkiem "The Beginning", pełniącego (co sugeruje też tytuł utworu) rolę intra, miałem ochotę zapomnieć o tym nagraniu – za mało usłyszałem na nim stonerowych patentów, za mało atmosfery pierwszego albumu, a sabbathowy trzon został na tyle uszczuplony, że zastanawiałem się, czy to właściwie jeszcze stoner/doomowa grupa. Po drugim i trzecim przesłuchaniu jednak nabrałem przekonania, że Maligno, choć nowoczesnymi rozwiązaniami schlebia oczywiście gustom mniej ortodoksyjnych słuchaczy, potrafi zachować przy tym bardzo spójny obraz swojej muzyki. Owszem, ostrzejsze riffy z "We Shall Descend", "Great White Throne" czy "Solstice" mogłyby spokojnie znaleźć się na najnowszych albumach Killswitch Engage, Chimairy czy Machine Head, ale jak wsłuchać się w całość, to na pewno nie są one doklejone na siłę, ale stanowią sensowne i twórcze dopełnienie kanonicznych bić doomowych. Faktem jest jednak, że tych ostatnich jest znacznie mniej niż w dotychczasowych dokonaniach grupy i wygląda na to, że komercyjny sukces Maligno i obecność jej na trasach koncertowych Metalliki i Iron Maiden pogłębi ten stan na kolejnych wydawnictwach.

"The Funeral Domine" to płyta pełna soczystych kęsów, którymi można się zajadać, ostra jak jalapeño i dynamiczna – idąca w stronę mastodonowej progresji (muzycy nie ukrywają zresztą inspiracji zespołem z Atlanty), która na pewno zrazi do siebie doomowych ortodoksów. Ja jednak do nich nie należę i wiem już, że do trzeciej płyty Maligno, choć moje z nią początki były trudne, będę jeszcze wracać. Choćby dla końcówki "Emperors Fall".

SI NO LE ENTIENDEN MANDENME UN TWITT!!!!!

0 comentarios: